Co zobaczyć w Budapeszcie? Oj, wiele by opowiadać. Przespacerujemy się od środka po obrzeża. Budapeszt bowiem całkiem nieźle prezentuje się również ‘od centrum’. A do tego jest na tyle tani (węgierskie ceny=polskie ceny), że można pozwolić sobie na lokum z ładnym widokiem i nie żyć później o wodzie i bagietce z serem do końca wyjazdu. O, z takim widokiem, jak przykład ten w nagłówku. Światło zastane o 7 rano wzmaga efekt.
Centrum wygląda naprawdę jak należy. Piękne panoramy, nawet nie pierwsze, a już śmiałe oznaki wiosny, kwiaty kwitną, a niemowlęta wypełzają na trawniki. Razem z oznakami wiosny pozostałości po ostatnich demonstracjach.
Jeśli niestraszne nam plastikowe talerzyki, gwar i chwiejące taborety oraz chcemy posmakować tylu rodzajów papryki, że grozi to wypaleniem przełyku, to można wybrać się do Fővám Tér Piac, czyli największej w stolicy hali targowej. Ceny niewygórowane, leczo tłuste jak należy i węgierskiej kiełbasy pod dostatkiem.
A teraz pozwolę sobie zaprosić w analogową podróż po mojemu. Po pierwsze: mają fajne metro, klimatem przypomina wiedeńskie. A czasem nawet urocze wystawki na stacjach, o jak te lampki. Tramwaje tramwajami, do podziemi zejść warto i to nie raz.
Nie trafiłam na knajpę, którą z czystym sumieniem mogłabym polecieć. Znalazłam za to takie, które są bardzo klimatyczne. ‘Dracula’ do nich należy.
Bardzo spodobał mi się dworzec kolejowy Keleti. Dla mnie dość mocno koresponduje z tym we Lwowie.
A jeśli zdjęcie publicznej toalety wydaje ci się zbłądzeniem na lewo od centrum ciut za daleko, bardzo mi przykro. Po prostu dawno nie widziałam tak komfortowej poczekalni.
Kiedy pytałam miejscowych o zamek Vajdahunyad, twierdzili, że to chyba nie w Budapeszcie. Ależ oczywiście, że w Budapeszcie, w sercu parku miejskiego! Wielka szkoda, że jest tak pomijany.
Żydowskiej dzielnicy zwyczajnie pominąć nie można. Tam gdzie są żydowskie dzielnice, żydowskie cmentarze- na te tereny rezerwuję zawsze cały dzień. I tym razem się nie zawiodłam. Obszary ‘przygraniczne’ są już dośc mocno hipsterskie, ale warto się przez tę hipsteriadę przebić, pobłądzić dalej, bo architektura kamienic i ich podwórka po prostu zachwycają.
Udało mi się nawet natrafić na sklepik z analogami i mały pchli targ. Mówiłam już, że w żydowskich dzielnicach jest wszystko, czego do szczęścia potrzeba? Oj było na czym zawiesić oko.
Na koniec to, czego pominięcie byłoby już zbrodnią. Mowa tu o Párizsi Udvar, dwudziestowiecznym centrum handlowym, w którym butiki mieli wyłącznie najbogatsi handlarze. Nie bez powodu nakręcono tu już sceny kilku filmów. Nieco trudno znaleźć wejście –ps o główne zamknięte jest na łańcuch. Wystarczy pójść na lewo wzdłuż budynku i pchnąć metalowe drzwi. Uwierzcie na słowo, że urywa to, co urywać powinno, a czego nazwać po imieniu na kulturalnym blogu po prostu nie wypada.
Chciałam zadać pytanie w stylu: ‘No i co, po której jesteś stronie?”, ale brzmi tak mrocznie i zupełnie nie o to chodzi. Zdjęcia zostały wykonane w Budapeszcie.
PS O tym, co zobaczyć w Budapeszcie od bardzo nie-turystycznej strony, pisałam również tutaj.