Chcę dzielić historie. Dzielić je, podzielać, a później dzielić się nimi. I dzielić je najpierw na pół, a potem na troje i dalej z tymi, których spotkam na swojej drodze, i z tymi, którym to będę je po powrocie opowiadać. Niektórzy wtulają się w swój komfort, a ja w krótką odpowiedź, że nie wiem, kiedy dojadę, ani gdzie dziś będę spać. A im bardziej nie wiem, tym jaśniej los się do mnie uśmiecha. I tym chętniej ludzie zapraszają pod dach, a ja tam wchodzę z butami i z moim ‘tu i teraz’.
Tak to się właśnie zaczyna, na ulicy, a później przenosi nad kubek herbaty wieczorem i kawy dnia następnego. Tym razem los uśmiechnął się najpromienniej, tak jak i ktoś uśmiechnął się przy drodze wyjątkowo szeroko, rzucając: ‘jeśli braknie miejsce, to po prostu wykwaterujemy mojego męża’.’Nie zdejmujcie butów, żeby gospodyni miała co sprzątać!’ usłyszała w odwecie. I tak oto otworzyły się drzwi: zwiedzanie Biertan zaczniejmy od dwustuletniego domu Sasów siedmiogrodzkich.

Naszemu szczęściu dopomogła niewątpliwie informacja o tym, skąd przybywamy. Gospodyni pracowała kiedyś z polską koleżanką. Znała nawet kilka słów po polsku, właśnie z pracą związanych: grabie, motyka. Koleżanka owa, biedulka, skończyła swój żywot dobrych kilka lat temu. Na łożu śmierci wyszeptała ponoć do swej przyjaciółki:
A jeśli nie będziesz przychodzić, żeby zapalić papierosa na moim grobie, to będę się w nim przewracać.
-I przychodzi pani?
-Przychodzę. I palę za te grabie. I za tę motykę.
No już, wchodźcie.








Biertan, stara wieś wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO
Rumunia
PS O Rumunii pisałam również tutaj.