Nie była to moja pierwsza wizyta w Budapeszcie. Ostatnim razem widziałam już to, co ładne. Teraz nastawiłam się więc na zwiedzanie wszystkiego, co brzydkie, brudne i z nieodnowioną elewacją. Krótko mówiąc tego, co lubię najbardziej. Cygańskie dzielnice, cmentarze i knajpki dla tych, co nie boją się dostać w ryj. Witajcie w Brudapeszcie.
Rada numer jeden. To, co powinieneś tu wlewać w gardło, zwie się szprycer. Polecany jest zwłaszcza na bezlitosne upały. Pomoże ci przetrwać całodniowe szwendanie się po mieście, żar z nieba i zmęczenie.
Ale też zimno, głód i wszelkie życiowe niepowodzenia- wtedy należy spożyć większą ilość.
Jak masz pieniądze i chcesz napić się trunku dobrej jakości i o wybornym smaku, to mam do polecenia jedną miejscówkę.
Jeśli nie masz pieniędzy- mam do polecenia dokładnie tę samą. Bowiem napić się tam można tanio i dobrze, a bariera językowa nie istnieje. Pani za barem za pomocą mowy ciała, a raczej mimiki, zada ci kluczowe pytanie, czy słodkie czy wytrawne. Uniesiesz w górę dwa kąciki ust w odpowiedzi, że słodkie lub też skrzywisz się i swym grymasem dasz do zrozumienia, że preferujesz wytrawne. ‘Na lewo od centrum’ z całego serca poleca to drugie
To nie koniec atrakcji. Zostać tam możesz całe długie godziny, gdy za oknem pada. I gdy nie pada również. Czułabym się prawie jak Nie-dzielny Turysta, gdyby nie fakt, że była sobota.Możesz z zaciekawieniem śledzić życie podstarzałych lokalsów, którzy zdaje się, przyszli tu długo przed tobą i wyjdą zapewne długo po tym, jak ty opuścisz lokal. Chyba nikogo to nie zdziwi, gdy dodam, że na ścianie wisi wielki telewizor. Nie dość, że śmiesznie tanio, nie dość, że dobrze, to jeszcze obejrzysz serial.
Jako wielbicielka wszystkiego co vintage, starych piosenek i dźwięku pianina, poczułam mocniejsze bicie serca po przekroczeniu progu La vie en rose. Nie do końca udało mi się jednak zgłębić zasady panujące w lokalu. Ja uśmiechnęłam się do barmana i dostałam porządny kieliszeczek palinki za free. A mój towarzysz też się uśmiechał, a płacił. I to jeszcze podejrzanie dużo.
A gdy już doładujesz akumulatory, to idź, po prostu idź przed siebie. Odwiedź dzielnicę cygańską, zapuszczaj się w małe uliczki, czerp, podziwiaj i wchodź w podwórka. A jak zamknięte, to zaczekaj na życzliwego sąsiada, co uchyli drzwi. I koniecznie przejedź się starym żółtym tramwajem.
I pojedź tym tramwajem najlepiej prosto pod cmentarz Kerepesi. I teraz zobacz na własne oczy i sobie wyobraź: umarłeś, pochowali cię, a potem tuż za twoimi plecami postawili wielkie centrum handlowe. Każdy by się załamał.
Przejęty rozmiarem tragedii, możesz pojechać nad Balaton, by na litość boską więcej na to nie patrzeć. A tam już tylko atłas zasłon, lazur wody i dostojne damy przyodziane w błyskotki.
Wracaj szybko do Budapesztu. I zacznij znów od punktu pierwszego. Pamiętasz dlaczego? Bo tanio i do tego dobrze. Polecam, pozdrawiam.
Budapeszt,
Balatonfüred,
Węgry