Batu nie zachwyciło. Na każdym kroku potykaliśmy się o turystów, a przyzwyczajeni do ich obecności lokalni chcieli wyciągnąć od nas tyle pieniędzy, na ile im tylko (nie)przyzwoitość pozwalała. Zatrzymałam przejeżdżający angkot- ciasny busik pełniący funkcję komunikacji miejskiej, w którym to drzwi są wiecznie otwarte.
Wygodne rozwiązanie. Możesz wysiąść w każdym momencie, nie czekając na przystanek, który w praktyce znajdować się może wszędzie lub nigdzie. Tak samo jest z rozkładem jazdy. Zatem łap bracie, póki jeszcze widać na horyzoncie.
Wysiadłam w Seleccie.
Wydawałoby się, że Selecta nie ma do zaoferowania nic poza nudnym parkiem rozrywki i straganami uginającymi się pod kilogramami jabłek. Słynie ona z sadów owocowych. I ogrodów kwiatowych przyciętych jak od linijki. Może zasadzone, by było co wsadzić do lufy holenderskim kolonialistom?
Zwiedziona zapachem kawy postanowiłam skręcić w lewo. Moim oczom ukazało się wymarzone miejsce, by się jej napić: artystyczna kawiarnia, z dobrym rockiem w tle. Na jednej ścianie gitara elektryczna, na drugiej pokaźny mural. Mocne brzmienie z głośników odbijało się echem od solidnych drewnianych oparć. Można by pomyśleć, że zaraz przywita nas wystrzałowa kelnerka w glanach i krótkich szortach, zgrabnie krocząc w rytm rockowego kawałka.
Tylko dlaczego wystrzałowa dziewczyna powinna wyglądać właśnie tak? Bo tak wygląda tam u ciebie, za oceanem?
Zza baru wyjrzała ona. Zakryta aż po kostki, na głowie miała hidżab. Była piękna w całej swojej skromności. I pełna pasji.
-A ty ile masz lat?
-25.
-To tak jak ja. Masz męża?
Ja nie. Ale ona ma. Tak jak i dwójkę małych dzieci i trzecie w drodze.
#AllTheGirlsRock