Pomódlcie się za szczęśliwą podróż!
Nasz kierowca udzielił nam krótkiej instrukcji, jak wnieść prośbę do Allaha. Posłusznie skierowaliśmy dłonie ku niebu, a następnie przetarliśmy nimi dwukrotnie twarz, odmawiając tym samym muzułmańskie dua.
Amen.
I ruszyliśmy w drogę. W drogę z Biszkeku do Osz.
Trasa łącząca administracyjną stolicę Kirgistanu ze stolicą jego południa przecina zarówno naturalną, jak i kulturową granicę kraju. Autostrada biegnie przez kilka stref klimatycznych, różne piętra roślinności, raz wznosi się wysoko w górę, by potem znów znaleźć się na nizinie. Biszkek od Osz dzieli ponad 600 km, czyli cały dzień jazdy na 4 kołach.
Po drodze czeka nas podjazd na przełęcz Too Ashu (obejmujący prawie 3-kilometrowy tunel); stopniowo rozpościerać się będą widoki na zielone zbocza i surowe ściany skalne Tienszanu, jezioro Togtogul i wartką rzekę Naryn. Serpentyny, wzniesienia, przydrożne jurty i strzeżone przez wojsko elektrownie wodne. Krajobraz zmienia się tak szybko, że każda kolejna godzina w aucie boli odwrotnie proporcjonalnie do spędzonego w nim czasu, czyli zamiast bardziej, boli jakby mniej. Co i rusz, coś się dzieje, a to dzieci jadą na osiołkach, a to pasterz prowadzi stado owiec, a to zza zakrętu wyłaniają się stragany z kurutem i sznur samochodów naraz zwalnia.
Mimo, że na całej trasie asfalt jest w całkiem niezłej kondycji, to jednak nadal Kirgistan. Auto posuwa się więc do przodu powoli, droga wije się jak babie lato. A nasz kierowca nie przestaje bawić nas rozmową…





Okazało się, że mój rosyjski nie jest wcale taki żaden, tylko słaby. A już lepszy słaby niż żaden, prawda? Nabyta w podróży znajomość języka pozwoliła mi nawet prowadzić smalltalki, a te, na moje szczęście, prawie wszystkie były zabawne. W ramach sprostowania – ‘small’, bo na podstawowym poziomie, a nie, że krótkie. Co to, to nie. Chyba nikt wcześniej nie nakreślił, że taki smalltalk nie może trwać kilkunastu godzin.
I tak oto podczas naszej wspólnej podróży dowiedziałam się na przykład, że nasz kierowca w wieku 30 lat doczekał się już czwórki dzieci. I że planuje jeszcze dwójkę, a jeśli Allah pozwoli to i czwórkę, czyli całe ośmioro łącznie. I że kupił większe auto, by na tyle wstawić siedzenia i móc wozić nim turystów, koniecznie na dłuższe wypady. Wówczas mógłby tak pojechać na kilka dni w góry i pod pretekstem pracy nabrać oddechu, odpocząć od żony i dzieci… A małżonka nie będzie mieć mu nic do zarzucenia – no bo przecież pracuje! Jak widać to, że ma się dość własnych dzieci, wcale nie oznacza, że nie chciałoby się ich mieć dwa razy tyle.
Rozmowa urywała się właściwie tylko na czas modlitwy, a tych na naszą wspólną drogę przypadły 3. W tym ta jedna, wieczorna (nazywana w islamie Maghrib) w wyjątkowo pięknej scenerii.


Po 12 godzinach jazdy, na horyzoncie ukazała się Sułajman Too, czyli Święta Góra. A to mogło oznaczać tylko jedno: dotarliśmy do Osz.
Osz to, po stolicy, drugie co do wielkości i jednocześnie najstarsze (liczące ponad 3000 lat) miasto Kirgistanu. Zabudowa znacznie różni się od postsowieckiej architektury Biszkeku. Osz, ku mojej uciesze, ma prawdziwie środkowo-wschodni klimat i orient wygląda tu dosłownie zza każdego rogu. Osz pachnie przyprawami i tętni zgiełkiem ulic. Jest tłoczny, gwarny i cały skąpany w słońcu.
Osz to jednak przede wszystkim bazar, najsłynniejszy w całym Kirgistanie. Słynny do tego stopnia, że jego imieniem nazywa się bazary w innych miastach kraju (np. ten w Biszkeku). Nic dziwnego – stanowił on główny punkt dawnej drogi handlowej łączącej Chiny z Europą i Bliskim Wschodem, i zwie się dziś dumnie Wielkim Bazarem Jedwabnego Szlaku, co podkreśla jego wartość historyczną.


Handel kwitnie do dziś, stragany uginają się pod ciężarem dojrzałych owoców, a Kirgizi w tradycyjnych czapkach zajadają płow, czyli narodową potrawę… Uzbeków.
No właśnie, bo warto wstrącić, że blisko połowa mieszkańców Osz to Uzbecy, a ‘osz’ to nic innego jak uzbecka nazwa ich ukochanego, wspomnianego wyżej dania.
Na dzień dzisiejszy wydaje się, że wszyscy żyją tu w zgodzie – wspólnie jedzą, handlują, budują rodziny. Jednak w historii południowego Kirgistanu nie brakuje krwawych zamieszek na tle etnicznym. I nigdy nie wiadomo, kto zaczął.
Ostatnie, z 2010 roku, wybuchły właśnie w Osz i stamtąd rozprzestrzeniły się na cały obwód oszyński i dżalalabadzki. Wg oficjalnych danych, zginęło blisko 900 osób, głównie Uzbeków, a tysiące opuściło swoje domostwa i uciekło z rejonu walk.









Osz, oprócz słynnego bazaru, ma jeszcze wspomnianą już Świętą Górę Sułajman Too, ważną z kilku powodów. Po pierwsze, jest jedynym obiektem w Kirgistanie, który został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, po drugie, była niegdyś głównym celem pielgrzymek Muzułmanów, a po trzecie, wielu historyków uważa, że to ona, nazywana niegdyś ‘Kamienną Wieżą’, stanowiła ważny punkt orientacyjny znajdujący się dokładnie na samym środku Jedwabnego Szlaku.
Ludzie od dawien dawna wierzyli w magiczną moc gór i otaczali je szczególną czcią – nic więc dziwnego, że upodobali sobie również samotną Sułajman Too. Skała kryje w sobie liczne miejsca kultu, kilka pokrytych petroglifami jaskiń (w jednej z nich zaaranżowano muzeum) i kapliczek. Na szczycie, w niewielkiej grocie znajduje się również ponoć grób Proroka Salomona. Legenda głosi, że kobiety, które wejdą na górę i przecisną się przez wejście do jamy świętej skały rodzić będą wyłącznie zdrowe dzieci.
Ze Świętej Góry rozpościera się wspaniały widok na miasto, który, zwłaszcza o zachodzie słońca, stanowi godne dopełnienie jej majestatu.
Po prawej stronie uśpione szczyty Pamiru, po lewej, gdzieś w oddali rysuje się Uzbekistan.
Dokąd dalej… ?



Osz, Kirgistan