Podstawowe założenie Miedzianka Fest jest takie, żeby doświadczyć tego miejsca. To nie festiwal w mieście, gdzie można prysnąć do kawiarni i przeczekać deszcz. To jest festiwal w górach, w środku niczego, więc jak będzie padać, to ktoś zmoknie, a jak będzie upał – to się upraży na słońcu. I to jest część tego przeżycia, jakim ma być festiwal. Tylko że trzeba się do tego przygotować. – Filip Springer
I myśmy tam wszyscy mokli i marzli w namiotach, dla natury i dla literatury, dla krajobrazu i dla reportażu, w Miedziance. Tylko że Miedzianki już nie ma, zapadła się pod ziemię lata temu, zniknęła… Za czasów swojej świetności uchodziła za najpiękniejsze miasteczko Sudetów, a potem zrujnowało ją górnictwo, ludzi wysiedlono, wywieziono gruz.
Historię Miedzianki ‘z perspektywy człowieka stąd’ opowiedział festiwalowiczom Paweł Nowak. Nie oceniał, nie dzielił na Niemców i Polaków, mówił o tych terenach i o ludziach, co na nich wtedy mieszkali.
Miedzianka swoją nazwę wzięła od Góry Miedzianej (niem. Kupferberg) i jak nietrudno się domyślić, słynęła z rud miedzi, a że była niewielka, to tak ją ochrzcili. Przez pewien czas funkcjonowała też jako miejscowość wypoczynkowa, przyciągając kuracjuszy pięknymi widokami i ‘złotem z Miedzianki’ – piwem z lokalnego browaru.
Miedzianka przeżywała okresy ‘gorączki’, kiedy górnictwo kwitło i gorsze momenty, gdy złoża wyczerpywały się, a miasteczkiem targały pożary i zaraza. Zawsze jednak udawało jej się podnieść. Aż do 1945, gdy do Miedzianki zjechali Sowieci.
Mieszkańcy przestali już cierpieć głód i niedostatek, a zaczęli nadmiar dóbr. Bo miedź co prawda dawno się skończyła, ale Sowietom nie na miedzi zależało: odkryli w Miedziance uran, a uran równa się energia atomowa. W ciągu 10 lat rabunkowego wydobycia narobili takich szkód górniczych, że ziemia zaczęła się zapadać, a domy stopniowo osuwać. Podjęto decyzję o całkowitej likwidacji miasta z nadzieją, że słuch o nim zaginie, krajobraz przejmie natura, a ludzie zapomną. Mieszkańców przesiedlono, kościół ewangelicki wysadzono w powietrze, zburzono domy, rozkradziono cegłę.
Ale słuch o Miedziance nie zaginął, a jej historia nadal trwa…
Miedziankę odkopał Filip Springer. Odkrywał wioskę z uważnością archeologa i dociekliwością reportera, powoli, pędzelkiem, aż odsłoniła się cała historia jej znikania. Filip najpierw napisał o Miedziance reportaż (wydana w 2011 roku pozycja ‘Miedzianka. Historia znikania’), a po latach zwołał kolegów reporterów i zorganizował tam festiwal opowieści. W ubiegły weekend Miedzianka znowu ożyła.
Wspaniały był to festiwal, taki bez nadęcia, taki szeptem a nie krzykiem, ciszą nie hałasem. Gdyby Filip Springer zabierał mnie na spacer co rano, to wstawałabym co dzień o 7:00 i maszerowała pod górkę. A gdyby do kościoła chodziło się do Olgi Tokarczuk na terapię, to byłabym tam co niedzielę, odpowiednio wcześniej, by zająć miejsce w pierwszej ławce.
Reportaż to opowiadanie o ludziach zakorzenionych w krajobrazie. – Olga Tokarczuk
Każdy z reporterów przedstawiał krajobraz bez przewodnika, bez instrukcji obsługi, a przez pryzmat swoich bohaterów. Spotykaliśmy się w kościele katolickim, bo tyle z Miedzianki zostało, i w browarze, bo w 2015 przy ruinach starego wybudowano nowy i w Miedziance znowu leje się złoto. Mariusz Szczygieł miał swój Przystanek Prawdy, Robert Mania przewodził bosej wędrówce śladem ‘Szlaków’ Roberta Macfarlane’a, a Jakob Fälling pokazywał, jak rysować, by zobaczyć więcej. 6 pisarzy, wśród nich Ilona Wiśniewska, czytało nocą swoje książki. Tak jak zakładał temat tegorocznej edycji, powstał z tego prawdziwy krajobraz opowieści. Krajobraz różnych miejsc, różnych ludzi, różną porą, w jednej małej Miedziance, która na dodatek nie istnieje.
Miedzianka żyje dzięki reportażowi. Dawny rynek jest teraz łąką, przy drodze z Janowic stoi krzyż ‘memento mori’ i kilka samotnych domów. Coś mi się wydaje, że za rok na festiwalu zabraknie miejsca w kościele, ale nigdy opowieści.