Idealny plan na urlop według przeciętnego Szweda? Żadne tam szerokie plaże i hamak pod palmami. Zaszyć się w domku pod lasem na całe wakacje – to jest recepta na szczęście.
Co prawda Szwedzi chętnie podróżują w dalekie zakątki (choć raczej w kierunki uchodzące za bezpiecznie, jak np. Tajlandia), ale wyłącznie w sezonie zimowym, kiedy doskwierają im długie noce i brak światła.
Nigdy nie latem, o nie. Sommaren är kort (pol. lato jest krótkie), jak głosi szwedzki hymn ku chwale słońca.
Na nostalgię przyjdzie jeszcze pora. Teraz firmy ogłaszają wakacyjne przerwy, wszyscy hurtowo idą na urlop i całymi rodzinami przenoszą się do lasu.
Byle z dala od miasta, byle blisko wody.
Sommarstuga, fritidshus lub semesterhus, czyli szwedzki domek letniskowy
Większość domków letniskowych w Szwecji pełniło wcześniej rolę małego gospodarstwa. Uprzemysłowienie dotarło tu stosunkowo późno i wiele z nich przekształcono na cele rekreacyjne dopiero w latach 1940-1950. Drobnym drukiem: mój ulubiony nauczyciel szwedzkiego mawia, że to był tak zacofany kraj, a teraz to nagle patrzą na wszystkich z góry (śmiech). Koniec cytatu, to nie moje słowa!
Industrializacja popchnęła ludzi do miast i jednocześnie obudziła w nich tęsknotę za naturą i prostym życiem. Szwedzi zaczęli wracać na wieś, choć już tylko na okres wakacji. W latach 70. posiadanie drewnianej chatki zaczęło być symbolem statusu.
Od tej pory domki letniskowe są nierozerwalnie związane z kulturą Szwedów (zresztą nie tylko Szwedów, ale też m.in. Anglików, Finów, Francuzów czy Norwegów) i pełnią rolę miejsca tymczasowego zakwaterowania na czas urlopu. Coraz częściej można jednak trafić na konstrukcje całoroczne, z ogrzewaniem, dostępem do ciepłej wody i porządną łazienką.
Polecam wpisać w wyszukiwarkę sommarstuga (szwedzki domek letniskowy). Tylko na własne ryzyko, bo może nagle też poczujecie potrzebę posiadania leśnej chatki. Niczym niezmącone, sielskie życie na wyciągnięcie ręki.
Aby zrozumieć, że czerwony domek pod lasem to dla współczesnego Szweda prawdziwa świętość oraz pojąć skalę tego zjawiska, sięgnijmy po statystyki:
– w 2007 roku w Szwecji było już około 680 000 domków letniskowych
– łączna powierzchnia domków wypoczynkowych wynosi prawie 55 000 hektarów, co odpowiada jednej dziesiątej powierzchni miejskiej
– w 2002 roku ok 55% Szwedów zadeklarowało, że korzysta z domku letniskowego (ok 20% z własnego, a reszta z należącego do rodziny czy znajomych)
– 40% Szwedów deklaruje zainteresowanie zakupem takiego domku.
A ja myślałam, że to w Polsce łatwo trafić na zapalonego działkowicza.
Sommarstugor mają dla Szwedów wartość sentymentalną i są najczęściej własnością kilku pokoleń. I choć trudno wskazać naród bardziej ceniący sobie indywidualizm niż Szwedzi, to na okres wakacji robią oni wyjątek i dzielą ten ciasny kawałek podłogi – często bez dostępu do bieżącej wody – z gromadką krewnych.
Czy przychodzi im to łatwo? O to już trzeba zapytać synowe, teściowe i zbuntowanych nastolatków. Mnie pozostaje się tylko domyślać.
Abstrahując już nawet od funkcji scalających całą rodzinę, socjologowie są zgodni, że zmiana trybu życia na prosty i zgodny z naturą na tych kilka tygodni wszystkim wychodzi na dobre.
Czerwień faluńska
Wygląd sommarstuga daleki jest od tego, co utożsamiamy ze skandynawskim designem i znamy ze zdjęć blogerów zakochanych w dalekiej północy. W środku panuje prawdziwy folklor.
Szczęśliwi właściciele takiego domku chętnie zachowują wystrój sprzed kilkudziesięciu lat. Na ścianach wieszają stare fotografie uwieczniające, jak kiedyś spędzali tu czas dziadkowie, a potem rodzice. W brakujące elementy wyposażenia chętnie zaopatrują się w loppisach, czyli na pchlich targach (w Szwecji znajdziemy je na każdym kroku), gdzie można trafić na prawdziwe cuda z drugiej ręki.
Ale z elewacją to już właściciele sobie nie poszaleją… Z zewnątrz domek ma być pomalowany na czerwień faluńską (faluröd), czyli charakterystyczny odcień pigmentu miedzi z niedziałającej już kopalni Falun; rzadziej na żółto czy szaro. I nie ma dyskusji.
Specjalna farba ma właściwości impregnujące drewno i co najważniejsze, dzięki niej tereny letniskowe wyglądają spójnie i estetycznie – a że jesteśmy w Szwecji, to te dwa warunki muszą być bezwzględnie spełnione.
W tym kraju z kolorami nie ma żartów. Natalia Kołaczek w swojej książce ‘I cóż, że o Szwecji’ opisywała proces właściciela jednego z domów w Skänninge, który bez pozwolenia go przemalował, przez co dom bardzo wyróżniał się na tle innych budynków. I nie chodzi tu nawet o sam proces i jego słuszność lub nie, a o reakcję lokalnych polityków, którzy zarzucali właścicielowi ‘nieszwedzkość’ i ‘obcość dla regionu’. Ten proces to nie jest odosobniony przypadek. Każdy Szwed, którego znam o jakimś tam słyszał.
Szwedzkie zamiłowanie do flagi
Oprócz monochromatyzmu w oczy rzuca się jeszcze jeden element, zgodny dla każdego domku – przy każdym z nich dumnie powiewa przynajmniej jedna flaga Szwecji.
Niby tacy skromni, otwarci i tolerancyjni, ale podwórko bez flagi narodowej, to nie podwórko. Gest ten ma jednak wyłącznie pozytywny wydźwięk. Szwedzi chcą w ten sposób oddać cześć tradycji i historii. A historia obróciła znaczenie drewnianej chatki o 180 stopni i z biednego gospodarstwa uczyniła ją oznaką luksusu…
O, dawna, o, wolna, górzysta Północy,
O, cicha, radosna i piękna!
Pozdrawiam cię, najmilszy kraju na ziemi,
twe słońce, twe niebo, twe zielone łąki.
Tu jest mój dom, tę chatę budował mój pradziadek, rodzice spędzali tu całe wakacje, a teraz należy do mnie. To powód do dumy.
Raz w środku lasu trafiliśmy na domek z powiewającą obok ogromną flagą Wielkiej Brytanii i strasznie mnie to rozbawiło.
Może kiedyś przemycę tam polską.