Ostatnio coraz szybciej po wizycie w danym kraju zdarza mi się nazywać go ‘moim’. A co jeśli zabraknie ramion, by je wszystkie objąć? Co jeśli zbyt rozległy odcinek świata chciałoby się przytulić?
Cóż, z Kirgistanem nie było inaczej. Tu wszystko od samego początku szeroko otwiera przed podróżnym swą malowniczą przestrzeń i daje poczucie, że dotarło się na miejsce; zachęca, by przysiąść i odetchnąć, spojrzeć na góry i znów się zachwycić.
Nieprzypadkowo użyłam w tytule określenia “niebiańskie”. Położone na pograniczu Kazachstanu, Uzbekistanu, Chin i Kirgistanu góry Tien Szan (chiń.: 天山; pinyin: Tiān Shān), to tłumacząc dosłownie z chińskiego właśnie “Niebiańskie Góry”. Nazwę nadali im kupcy przemierzający Jedwabny Szlak.
Czyżby dlatego, że sięgają aż do chmur… ?
Góry Tien Szan wznoszą się swymi szczytami na ponad 7000 m n.p.m i stanowią jeden z najwyższych łańcuchów świata. No i w Tien Szan wszystko ma swój początek. Kapuściński pisze: “Skąd wzięli się Kirgizi? (…) Należą oni do wielkiej rodziny ludów mongoidalnych zamieszkujących Azję wewnętrzną. Ale to jeszcze wszystkiego nie wyjaśnia. Na świecie żyją dwie grupy Kirgizów: jedna nad Jenisejem, druga w górach Tiań-Szaniu. Spór toczył się o to, czy Kirgizi jenisejscy pochodzą od tiańszańskich, czy tiańszańscy od jenisejskich. (…) W 1956 roku zebrała się we Frunze specjalna sesja Akademii Kirgiskiej SRR. Sesja wypowiedziała się za teorią o tiańszańskiej genezie Kirgizów. Mocną stroną tej teorii jest sugestia, że Kirgizi zawsze byli w Kirgizji, a dopiero stąd rozprzestrzenili się do Jeniseju.”
I tak oto dotarliśmy do początku.
Tien Szan to dziesiątki przepełnionych spokojem zielonych dolin, poprzecinanych wijącymi się potokami i galopem koni od czasu do czasu. Takich, co to widziało się może na Zakaukaziu, a może tylko na obrazach w domu prababci. Sielskich, mimo że ich mieszkańcy nie mają łatwego życia w srogich, wysokogórskich warunkach.
Góry pokrywają blisko 93% Kirgizji – zapewniam, że każdy znajdzie tu dla siebie szlak idealny. Och, żeby to jeden! Nawet nie trzeba specjalnie szukać, tylko dotrzeć do doliny i iść przed siebie. Aby trafić do tej ze zdjęć powyżej, podróż należy zacząć na dworcu w Karakolu. Stamtąd już niedaleko.
“Witajcie w Dolinie Jyrgalan!”, wciąż nieodkrytym sercu pasma Tien Szan. To tu.
W Jyrgalan, wśród nadal dziewiczej natury, pastwisk i małej lokalnej społeczności, ma się to przyjemne poczucie, że dotarło się daleko. Dookoła przestrzeń, różnorodność krajobrazu i wolno biegające zwierzęta, które mają tu dobre życie. Szlak dzielisz tylko z nimi, a ścieżka pozostaje wciąż niewydeptana. Jak to tu tak pusto ? Czy te widoki w połączeniu ze świeżym górskim powietrzem i słodką samotnością to nie nazbyt wiele, by je zignorować… ?
“Jyrgal” w języku kirgijskim oznacza ‘przyjemność’, ‘radość’, a ‘An’ ‘dolinę’. Jyrgalan – ‘Dolina Radości’. I znów nie ma tu mowy o przypadku.
Zauważyłam pewną zależność. Im dalej od cywilizacji, im mniej ludzie mają, tym jakby serdeczność i chęć dzielenia się wzrasta. Aż nie sposób im przetłumaczyć, że my niegłodni, że mamy gdzie spać. A oni te twoje stwierdzenia wciąż uznają za truizm, bo jak to najedzeni wystarczająco, by nie móc znów zasiąść do stołu! W wiosce Jyrgalan można doświadczyć prawdziwej kirgiskiej gościnności, wznieść toast za przyjaźń, popróbować czaju i wykłócić się prawdziwie o to, by móc dorzucić do tej uczty choć trochę swoich zapasów. Wszystko powoli, bo i na co komu się spieszyć.
Magiczna aura Jyrgalan polega w dużej mierze na tym, że jeszcze nie stało się popularne. Ale czy popularne znaczy gorsze? Wcale tak nie twierdzę! W końcu miejsca turystyczne z jakiegoś powodu się nimi stały i tym powodem jest najczęściej ich zadziwiające piękno. A to zdecydowanie dotyczy Parku Narodowego Ala-Archa, który oprócz czterotysięczników, kryje w sobie rzekę, wodospad i lodowiec.
Z kirgiskiej stolicy dotrzeć do niego można na trzy sposoby:
a) Odczekać swoje na przystanku…
Jeśli czas mija nieubłaganie, a na horyzoncie nadal nie widać właściwego numeru, podejść na pobliski bazar i posilić się najsłodszym na świecie arbuzem…
…Wrócić i doczekać się już może wreszcie na naszą marszrutkę.
b) Wariant drugi: pojechać dzieloną taksówką.
c) Skorzystać z opcji trzeciej i niezmiennie najlepszej: pojechać autostopem. Z jedną małą uwagą, za podwózkę w tej części świata miło jest uiścić niewielką opłatę, a mianowicie mniej więcej tyle, ile wyniósłby nas kurs publicznym busikiem. Znajomość tego zwyczaju pozwoli nam uniknąć kulturowego faux-pas.
Nieco ponad 40 km i jesteśmy u celu. No prawie. Do głównej bramy należy przemierzyć piechotą jeszcze kilka dobrych kilometrów. Będzie to przyjemny spacer – dolina daje wytchnienie od upalnej kirgiskiej stolicy.
Znajomość języka jest zawsze kluczem do zrozumienia tajemnicy miejsca. Wiemy już, że Niebiańskie Góry kryją w sobie m.in. Dolinę Radości. Co jeszcze… ?
‘Archa’, która użyczyła nazwy Parkowi Narodowemu Ala-Archa to z kirgiskiego jasny lub wielobarwny jałowiec, który zawsze miał dla Kirgizów szczególną wartość. Lokalna ludność wierzyła, że dym ze spalonej gałązki pomoże im odpędzić złe duchy. Jednak ‘archa’ nie powinna być sadzona blisko domu, gdyż z kolei uważa się, że może stopniowo pozbawiać energii żyjących w jej w pobliżu… Od czasu do czasu nadal można dostrzec przewieszone na drzewach kawałki materiału. Wąwóz Ala-Archa wydaje się być jeszcze bardziej magicznym, gdy zna się tę historię.
Na koniec kilka widoków i słów tylko kilka – bo więcej zbędne, gdy zapiera dech.
Zamykasz oczy, by upewnić się, że to wszystko wokół to prawda.
Sięgasz po aparat i szykujesz się do ujęcia…
…bo przed sobą widzisz to.