Było sobie jezioro. I to nie byle jakie, a jezioro tak ogromne, że lokalni mówili o nim morze, nasze Morze Aralskie. A potem ktoś wymyślił, że uczyni z Uzbekistanu imperium bawełny i z tego jeziora zrobił kałużę. Ile mu to zajęło? Niedługo – to nie proces, który odbywał się na przestrzeni wieków. Ono tam było jeszcze w latach 70., a teraz jest pustynia.
Morze Aralskie i historia jego znikania to jedna z największych katastrof ekologicznych w dziejach ludzkości. Stojąc na brzegu wyschniętego brzegu, można pomyśleć, że tak będzie wyglądał koniec świata. Decyzja jednego człowieka doprowadziła do wyschnięcia czwartego co do wielkości jeziora na świecie. My się sami wykończymy.
Jezioro Aralskie na mapie Azji Centralnej
Morze Aralskie, a w zasadzie jego pozostałości, leżą w sercu Azji Centralnej, między południowymi regionami Kazachstanu a znajdującą się na północy Uzbekistanu autonomiczną republiką Karakałpacji. Zbiornik miał wolę przetrwania – pustynny krajobraz ciągnie się tu tysiącami kilometrów, panuje surowy klimat.
To jezioro było jedyną oazą i całe życie skupiało się właśnie wokół niego. Pływało w nim ponad 40 gatunków ryb, brodziły flamingi, kwitła flora.
W roku 1960 roku, czyli jeszcze w czasach swojej świetności, Morze Aralskie zajmowało obszar prawie 68,5 tysiąca km². Od tego momentu z każdym rokiem go ubywało, a lustro wody regularnie wchłaniała bezlitosna pustynia. Do 2007 powierzchnia jeziora skurczyła się do 10% oryginalnego rozmiaru.
Obecnie w miejscu dawnego morza znajdują się cztery osobne, płytkie i silnie zasolone zbiorniki. Jezioro Aralskie kiedyś i dziś to już dwa różne światy.
Było morze, jest wyschnięte morze
Bezpośrednie, fizyczne przyczyny, dlaczego wyschło Jezioro Aralskie, są jednoznaczne. Ta klęska ekologiczna jest żywym przykładem, do czego mogą doprowadzić działania człowieka, ukierunkowane na zyski finansowe i zaniedbujące zrównoważony rozwój.
W roku 1959 I sekretarz Nikita Chruszczow postawił sobie za cel uczynić bawełnę białym złotem, a z Uzbekistanu zrobić nowego bawełnianego potentata. Problem polegał na tym, że radzieccy planiści nie wiedzieli jak, ani też nie chcieli słuchać tych, którzy ostrzegali, czym to grozi.
Aby nawadniać pola uprawne, odebrano wody wielkim rzekom Syr-daria i Amu-daria, które dotąd zasilały Aral. Budowa kanałów odbyła się wbrew wszelkim zasadom hydrologii. W efekcie większość wody z rzek po drodze wsiąkała w ziemię lub parowała, nie docierając ani do jeziora, ani do upraw bawełny. Na domiar złego zaczęto uprawiać też ryż, który do tej pory hodowany był wyłącznie w rejonach świata nawiedzanych przez monsuny. Pomysł irracjonalny, bo przecież na pustyni nie pada. Ale myśleli, że jak nawodnią, to będzie rosło.
Tragedia zaczęła być widoczna gołym okiem w latach 60. – wtedy też zaczęło się wysychanie Jeziora Aralskiego.
Władze radzieckie były świadome tego, co się dzieje, ale ich aspiracje były ważniejsze niż stan środowiska naturalnego i życie lokalnych mieszkańców, których morze żywiło i którym dawało pracę. Wody Amu-darii i Syr-darii wykorzystywano do nawadniania nieustannie aż do lat 80., choć poziom jeziora spadał o kilkadziesiąt centymetrów rocznie.
Co prawda produkcja bawełny się podwoiła, ale koszty przewyższyły zyski. Wzrost zasolenia jeziora wykończył wszystkie żywe organizmy; w miastach portowych, Aralsku (po stronie kazachskiej) i Mujnaku, upadł przemysł przetwórstwa rybnego; nowo powstała pustynia Aral-kum, zajmująca dno jeziora, jest skażona pestycydami spływającymi z pól; ludzie zaczęli masowo emigrować, a ci, którzy zostali, popadali na ciężkie choroby. Ruszył efekt domina.
Mujnak i statki na pustyni
Uzbekistan jest krajem podwójnie kontynentalnym. Oznacza to, że żaden z graniczących z nim krajów nie ma dostępu do morza. Można wyobrazić sobie wymiar tragedii, gdy nagle, bo w ciągu zaledwie 40 lat, z powierzchni znika jedyny duży zbiornik wody.
Mujnak był dawniej największym portem rybackim po stronie uzbeckiej. Zatrudnienie w rybołówstwie znajdowało tu nawet 30 tys. osób. W Mujnaku działała wtedy największa fabryka konserw rybnych w całej Azji Centralnej, dobrze prosperowała turystyka, były restauracje i hotele. Miasteczko miało nawet swój teatr.
Dziś Mujnak dzieli od brzegu ponad 100 kilometrów. To już nie tętniące życiem miasto, a raczej opustoszała wioska, w której mieszka może kilkaset osób. Natura się poddała, ale ta garstka ludzi jeszcze walczy. Bo starych drzew się nie przesadza, bo Aral przesunęli, ale mnie nie ruszą.
Nasze wyschnięte morze już nie wróci. Nie ma nadziei.
Ci, którzy zdecydowali się zostać, musieli przerzucić się z rybołówstwa na rolnictwo. Szybko okazało się jednak, że ziemia oddaje ogromne ilości soli i nie może być wykorzystana pod uprawę. Nie ma już jeziora, nie będzie też pól, jałowa gleba nikogo nie wykarmi.
U dawnego brzegu jeziora znajduje się miejsce wymowne – cmentarzysko statków.
Ten port nadal tu jest, tylko morze go opuściło.