Wyspa Flores, Małe Wyspy Sundajskie Wschodnie, dawna kolonia portugalska. Katolicka kropla w morzu 17.000 muzułmańskich indowysp. Łacińska nazwa ‘Flores’ została nadana w XVI wieku i oznacza ‘Wyspę Kwiatów’. Zarówno nazwa wyspy, jak i główne wyznanie jej mieszkańców to spuścizna po portugalskich kolonizatorach.
Wyspa Flores w Indonezji (druga o tej samej nazwie znajduje się na Azorach i należy do terytorium Portugalii) słynie przede wszystkim z błękitnych plaż, kolorowych jezior w kraterze wulkanu i rdzennej ludności Ngada. Położone na jej zachodzie Labuan Bajo stanowi też świetną bazę wypadową na sąsiednie wysepki: Komodo i Rincę, które zamieszkują największe na świecie warany, zwane smokami komodo. Wyspa znana jest również z licznych plantacji przypraw. Bo jak wiadomo, Indonezja pachnie goździkami.
Ja mam nieco inną listę wspomnień. Flores to dla mnie przede wszystkim zaskakujący obraz katolicyzmu na końcu świata, najgorsze drogi i wioski, dla których czas się zatrzymał. To miejsce niezwykłe, magią podszyte i zarazem moje ukochane.
Za solone naleśniki bananowe, za chrześcijaństwo obleczone w animizm i szamańskie obrzędy, za jazgot kur w transporcie publicznym, za jej cuda natury i za to, że tak bardzo mnie zadziwiła. Za wszystko.
Jestem z tych, dla których kultura znajduję się jednak trochę wyżej w hierarchii. Dla Flores zrobiłam wyjątek. Jej przyroda jest tak zajmująca, że spędzałam długie dni snorklując i eksplorując parki narodowe. Lokalna kuchnia okazała się niestety równie monotonna, co jawajska, ale wśród takich widoków wszystko zdawało się smakować lepiej.
Przejdźmy jednak do tego, co interesuje mnie najbardziej. A mianowicie do kultury i religii.
96% ludności Flores stanowią katolicy. Oprócz nazwy wyspy, Portugalczycy zostawili po sobie również wyznanie. Z naszym katolicyzmem ten ichniejszy ma jednak niewiele wspólnego. Wszechobecny animizm i szamańskie rytuały, a nad tym wszystkim kapliczka z Matką Boską. Na domach wiszą magiczne amulety, a obok prowizorycznego kościoła zobaczyć można ołtarz do składania ofiar. To niesamowite doświadczenie.
Zdjęcia domu jednego z mieszkańców, który zaprosił mnie do środka.
Czy mogę panience polać szklaneczkę domowej roboty lekkiego wina?
Lekkie wino okazało się być rzeczywistości 60% arakiem, a zegarek wskazywał 8:00 rano. Tak serdecznemu gospodarzowi się jednak nie odmawia.
Na Flores nie widać cmentarzy, a groby z kafli na przodzie każdego domu. Śpią na nich psy, suszy się pranie, bawią się dzieci, jedzą obiad ich rodzice. Chcą pozostać blisko zmarłych przodków. Można powiedzieć, że tutaj mieszkańcy oswoili sobie śmierć. Przejazd przez wioskę przypomina czasami przejażdżkę przez cmentarzysko. Więcej widać twarzy na nagrobnych zdjęciach niż ludzi wokół. 5 lat temu rząd zakazał jednak pochówku przy domach ze względu na ryzyko epidemii.
Wyspa Flores to także wioski, w których życie wciąż toczy się tak, jak wieki temu. Wystarczy udać się kilkanaście kilometrów od Bajawy, by przekonać się na własne oczy. Do najpopularniejszych zaliczane są Bena, Langa i Wogo, należące do plemienia Ngada. Co ciekawe, Ngada- tradycyjna grupa etniczna Flores, to społeczność matriarchalna. Kobiety pełnią role przywódcze, a po ślubie mężczyzna dołącza do klanu żony. Po rozwodzie nie należy mu się nic.
Wielu Ngada żyje w tradycyjnych domostwach i wciąż praktykuje wierzenia przodków.
Wioska Bena oddalona jest od miasta o ok 17 kilometrów i leży u stóp wulkanu Inerie. Choć otwarta dla wizytorów i w chwili obecnej wszyscy jej mieszkańcy oficjalnie wyznają katolicyzm, to w pełni przetrwały tu szamańskie zwyczaje i animistyczne wierzenia. Zwierzęta 3 razy do roku składane są w ofierze bogowi Yeta, który włada górującym nad wioską wulkanem i chroni miejscowych. Bena zamieszkana jest tylko przez 9 klanów, a mimo to występuje tu podział na klasy, a starszyzna kategorycznie zabrania małżeństw ‘mieszanych’.
Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak wioska najrzadziej odwiedzana przez turystów. Mowa o Jopu, które znajduje się 7 km od miasteczka Moni. Wspomniał mi o niej właściciel homestayu, w którym zatrzymałam się właśnie w Moni. Wkrótce okazało się, że stamtąd właśnie pochodzi. John powiedział mi:
Zwłoki założycielki wioski trzymane są tam już od 600 lat!
I John nie kłamał. Moim przewodnikiem po wiosce był Vincentus- jedyny lokalny, który potrafi porozumiewać się po angielsku. Ugościł mnie nawet herbatą.
Podczas krótkiego spaceru po wiosce (która jest bardzo niewielka) zdążyłam popełnić ogromną gafę. Zainteresowana, co może znajdować się w pięknie rzeźbionym niewielkim domku, próbowałam zajrzeć do środka przez szparę między deskami. Przerażony Vincentus kazał mi natychmiast się odsunąć i przeprosić ducha, że naruszyłam jego spokój. Przeprosiłam.
To właśnie tam, w małym drewnianym budynku zwanym ‘kada house’ od 600 lat spoczywają zwłoki królowej wioski. Nigdy ich nie pogrzebano. Teraz w sarkofagu widać już oczywiście jedynie kości.
Wioska o podobnej tradycji znajduje się też w pobliżu miasta Ende (południowe Flores). Wystarczy udać się ok 12 km. wzdłuż morza. W drodze do wioski cały czas towarzyszyć nam będą zjawiskowe krajobrazy.
Wolotopo położone jest na wzgórzu, a do osady prowadzą kamiennie schody. I tam w zadaszonym domku od wieków trzymane są kości królowej. Wioskę warto odwiedzić z jeszcze jednego powodu- kobiety wciąż tkają tam tradycyjny ikat i można przykucnąć na chwilę obok gospodyni, aby poobserować żmudny proces ręcznej produkcji materiału. Do wyrobu tkanin wykorzystują wyłącznie naturalne włókna i barwniki.
Jeśli już mówimy o ikacie, to jest na wschodzie Flores jeszcze jedna taka wyjątkowa wioska, oddalona o 25 km od Larantuki. Zwie się Lewokluok. Tamtejszy ikat jest o tyle unikatowy, że w tkaninę wplatane są drobne muszle porcelanek (kauri). Cały proces jest niezwykle misterny i trwa wiele tygodni. Ceny za gotowy kawałek materiału są bardzo wysokie i wynoszą nawet 3 mln rupii indonezyjskich.
A jeśli wciąż mało Wam powodów, dlaczego warto jechać na Flores, to dodam jeszcze tylko, że słońce zachodzi tam we wszystkich odcieniach różu…
Wyspa Flores, Indonezja – informacje praktyczne
– wyspę przejechałam ze wschodu na zachód i ten kierunek polecam. Przyleciałam do Maumere, lot powrotny miałam natomiast z Labuan Bajo. Tym samym zakończyłam zwiedzanie wyspy w parku Narodowym Komodo,
– ryzyko zachorowania na malarię jest zdecydowanie wyższe niż np. na Bali czy Jawie. Należy regularnie stosować repelenty i nosić odzież z długim rękawem,
– transport towarów na wyspę jest utrudniony (wszystkie towary importowane są z Jawy i następnie przewożone przez Bali i Lombok), co warunkuje zdecydowanie wyższe ceny. Dla przykładu, koszt wynajęcia motocyklu na 1 dzień to 100tys. rupii, czyli dokładnie dwa razy tyle, co na innych dużych wyspach Indonezji,
– o Flores pisała również Kami Everywhere– zajrzyjcie do niej po dodatkowe informacje!